Tadeusz Kościuszko i Kazimierz Pułaski są bohaterami zarówno w Stanach Zjednoczonych Ameryki, jak i w Polsce. Obaj walczyli w wojnie o niepodległość brytyjskich kolonii w Ameryce. To oczywiście prawda, ale słowo “walczyli” nie oddaje znaczenia ich wkładu w amerykańską niepodległość. Ich walka była wprowadzaniem w sztukę wojenną ogromnych innowacji, śmiałych rozwiązań, poświęcenia i heroizmu. Były to wyzwania zarówno dla nich samych, jak i dla Amerykanów.
TADEUSZ KOŚCIUSZKO
Pierwszy do walczących kolonii dotarł T. Kościuszko. Czym się wykazał, że powierzono mu najbardziej odpowiedzialne zadanie, jakim było ufortyfikowanie Filadelfii będącej wówczas najważniejszym miastem w Ameryce? Tam obradował Kongres, czyli najważniejsza władza amerykańskich patriotów, tam została uchwalona Deklaracja Niepodległości, ponadto było to piękne, bogate i gęsto zaludnione miasto.
Tadeusz Kościuszko nie dysponował udokumentowanym poparciem (list polecający od księcia A. Czartoryskiego zaginął), nie posiadał doświadczenia w sztuce inżynierskiej ani w walce, był młody (30 lat), nie znał angielskiego. A jednak został głównym obrońcą Filadelfii. Po krótce wyjaśniam, jak się to stało. Kościuszko po ukończeniu Szkoły Rycerskiej w Warszawie otrzymał stypendium do szkoły inżynierii wojskowej w Paryżu. Jednak jako cudzoziemiec nie mógł zostać studentem akademii wojskowej, więc zapisał się do Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby. To jej dyplom otrzymał oficjalnie, zaś potajemnie zgłębiał tajniki sztuki wojskowej. Miał szczęście, gdyż po przybyciu w sierpniu 1776 r. do Stanów Zjednoczonych, a więc w miesiąc po ogłoszeniu Deklaracji Niepodległości udało mu się skontaktować z Benjaminem Franklinem. Został przez niego przeegzaminowany. Przypomnę, Franklin był genialnym samoukiem, który nie tylko wynalazł piorunochron, ale został także kolonialnym politykiem,
emisariuszem w Londynie, a także miał “na koncie” sporo wynalazków. W tym egzaminie brał udział też David Rittenhouse wybitny astronom i wynalazca przyrządów matematycznych. Po sprawdzeniu kompetencji Kościuszki polecono mu pracę na rzecz Pensylwańskiego Komitetu Bezpieczeństwa. Opierając się na opinii Franklina 30 sierpnia został przyjęty przez Kongres, a następnego dnia przydzielono go do Departamentu Wojny Stanów Zjednoczonych.
Cudzoziemiec bez doświadczenia i nie znający języka otrzymał tak ważne zadanie, jakim była obrona Filadelfii, gdyż Amerykanie nie mieli nikogo innego. Poprzedni francuski inżynier po prostu uciekł. Zatem Kościuszko był wówczas mężem opatrznościowym, a Amerykanie nie mieli nic do stracenia.
Kościuszko okazał się strzałem w dziesiątkę. Szybko zorientował się w warunkach terenu i nakazał budowę dwóch fortów od strony rzeki Delaware. Był to fort Mercer od strony New Jersey oraz fort Mifflin od strony Pensylwanii. Ten pierwszy miał większe znaczenie strategiczne z uwagi na korzystniejszą lokalizację na 12 metrowym wzniesieniu, która uniemożliwiała zasięg brytyjskiego ostrzału. Fort Mifflin leżał po drugiej stronie rzeki. Kościuszko nakazał wyciąć wszystkie drzewa, aby skorygować linię ognia. Przed murami wykopano głębokie rowy i umocniono nadbrzeże.
Kościuszko pomyślał także o zbudowaniu przeszkód na rzece Delaware. W dno wbite zostały pale, które kierunkowały angielskie jednostki. Skierowane w nie stanowiska ogniowe zamaskowano. Największą innowacją były kozły hiszpańskie wbite w dno rzeki, znane też jako chevaux de frise. Wbito ich 70, a właściwie zatopiono, gdyż w skrzyniach umieszczono te 20-metrowe pale zaopatrzone od góry w żelazny grot, a całą konstrukcję obciążono 30 t. kamieni. Przeszkoda ta miała szerokość 60 stóp i długość 8 mil (odpowiednio: 18 m i 12 km).
Sława Kościuszki jako utalentowanego fortyfikatora rozeszła się szeroko. Wyrazem tego uznania była nominacja Kongresu, który 18 października mianował go pułkownikiem inżynierii (Colonel of Engineers) w Armii Kontynentalnej. Wyznaczył mu też niemały żołd 60 dolarów na miesiąc. Kościuszko przez cały czas trwania wojny honorowo go odmawiał. Ponadto Pensylwański Komitet Bezpieczeństwa nagrodził go kwotą 50 funtów. W armii zdawano sobie sprawę, że Kościuszko jest najlepszym inżynierem, choć myślano, że jest Francuzem. Waszyngton miał to samo przekonanie. Nie trudno było o pomyłkę, gdyż Kościuszko nie tylko mówił po francusku, ale przypłynął z Francji.
Forty niestety zostały zdobyte. Nie było to winą Kościuszki. To generał Washington po przegranej pod Brandywine nakazał opuścić Filadelfię i dołączyć do sił gen. Horatio Gatesa. We wrześniu 1777 r. miasto przeszło we władanie brytyjskie. Członkowie Kongresu opuścili je wcześniej.
Kościuszko dołączywszy do Armii Północnej został niemal natychmiast awansowany przez Gatesa na głównego inżyniera tej armii. Na szczęście nie było problemów z porozumiewaniem się, gdyż amerykański generał posługiwał się językiem francuskim. Ponadto Kościuszko coraz lepiej rozumiał i trochę zaczynał mówić po angielsku. Kos, jak na niego wołano, został oddelegowany do obrony fortu Ticonderoga, uważanego za jeden z najpotężniejszych w Ameryce. Ta ogromna kamienna cytadela leżąc na przesmyku jeziora Champlain i rzeki Hudson miała ogromne znaczenie strategiczne. Posiadając fort można było kontrolować drogę wodną między Montrealem w Kanadzie a Nowym Jorkiem. Nie wszystkie pomysły zgłoszone przez Kościuszkę zostały zrealizowane, a przede wszystkim najważniejszy dotyczący rozmieszczenia armat na wzgórzu leżącym powyżej miejsca usytuowania fortu. Mimo nalegań i poświadczeń przez Benedicta Arnolda, cieszącego się sławą wojskowego geniusza, dowódca fortu pozostał niewzruszony. Boleśnie odbiło się to podczas brytyjskiego ataku od strony wspomnianego wzgórza. To Brytyjczycy umieścili tam swoją artylerię i w lipcu 1777 r. przejęli kontrolę nad fortem i rzeką. Kościuszko przewidział to i zaplanował ewakuację fortu. Znacznie wcześniej przygotował sporą liczbę łodzi, z których pospiesznie zbudował most. Był też mistrzem w utrudnianiu pościgu. Drogę “usłał” pościnanymi drzewami, a z wierzchołków wzniesień rozkazał staczać otoczaki, które rozpędzone rozpraszały pościg. W sumie tak go utrudniał, że przebycie 22 mil czyli 35 km zajęło Brytyjczykom 20 dni.
Losy wojny o niepodległość zmieniły się po amerykańskim zwycięstwie pod Saratogą (19 września i 7 października 1777 r.). Choć Kościuszko brał w niej udział, to jego nazwisko nie jest w niej wymieniane. Tymczasem to on przygotował teren wokół Saratogi, ponadto odpowiadał za wybór miejsc do umocnienia i rozlokowanie stanowisk bojowych. Kierował pracą ponad tysiąca ludzi, którzy budowali reduty, ustawiali baterie, organizowali miejsca na odpoczynek i sen. Rola Kościuszki polegająca na przygotowaniu miejsca bitwy została zapomniana. Chwała zwycięzcy została przypisana gen. Gatesowi. Jednakże ówcześni docenili jego zasługi. Świadczą o tym słowa Washingtona, który tak pisał o Kościuszce do Kongresu:
[…] pozwolę sobie wspomnieć, że, jak mnie informowano, pewien inżynier Armii Północnej (Cosiecki, chyba brzmi jego nazwisko) jest dżentelmenem wielkiej wiedzy i zasług. Sądząc z tego, co słyszałem o jego charakterze, on także zasługuje na uwagę [przy awansach wojskowych – przyp. J.A.D.]
Talent Kościuszki został następnie wykorzystany przy fortyfikacji od podstaw wzgórza West Point, leżącego 80 km od Nowego Jorku. Generał Washington określił je jako “klucz do Ameryki”. W marcu 1778 r. Kościuszko został głównym inżynierem Środkowego Departamentu (Chief Engineer of the Middle Department) z zadaniem ufortyfikowania West Point. Zajęło mu to 28 miesięcy, albowiem niemal wszystko budowano od podstaw (prace fortyfikacyjne miały miejsce w latach 1776-1777, ale francuscy inżynierowie nie przeszli z fazy kłótni do budowy). Kościuszko budował fort, który pod względem technologicznym znacznie wyprzedził epokę i wyznaczył wzorce przyszłych fortyfikacji. Był to rozproszony system sieciowy, a nie forma bastionu. Najtrafniej opisała go amerykańska historyczka Betsey Blakeslee:
Był to rozproszony system sieciowy, a nie forma bastionu. Najtrafniej opisała go amerykańska historyczka Betsey Blakeslee:
West Point zaprojektowany przez Kościuszkę nie był zwykłym fortem, lecz kompleksem umocnień. Najlepiej można go opisać jako trzy koncentryczne pierścienie otaczające punkt centralny. Był nim wielki łańcuch przecinający nurt Hudsonu między Wyspą Konstytucji a wystającym z zachodniego brzegu kawałkiem lądu zwanym punktem zachodnim, czyli właśnie West Point. Pierwszy pierścień otaczał łańcuch oraz brzegi rzeki, najeżone z obu stron bateriami artylerii. Drugi obejmowała fortyfikacje rozlokowane na wzniesieniach na wyspie i na West Point, zwiększając w ten sposób głębokość obrony. Trzeci łączył kilka fortów i redut umieszczonych na bardziej rozległych wzgórzach strzegących dostępu do tego miejsca od wschodu i zachodu. Cały kompleks fortyfikacji znajdował się w obrębie praktycznie niedostępnych wzgórz.
Akademicka myśl ekonomiczna II RP chyba w żadnej kwestii nie wykazywała tak zgodnie negatywnej opinii, jak wobec interwencjonizmu państwowego. Szczególnie krytycznie oceniano etatyzm, czyli występowanie państwa w roli przedsiębiorcy lub bankiera albo udział państwa w przedsiębiorstwach prywatnych. Wydawało się, że zakończenie działań wojennych będzie jednoznaczne z powrotem do gospodarki liberalnej sprzed 1914 roku. Niestety, świat się zmienił i życie gospodarcze parło w kierunku rozwijania sektora państwowego. Zwłaszcza w Polsce sytuacja była specyficzna, ponieważ po odzyskaniu niepodległości państwo weszło niejako „z urzędu” w posiadanie wielu obiektów będących wcześniej własnością państw zaborczych, a słabość rodzimego kapitału prywatnego nie pozwalała na ich sprywatyzowanie. Często też w ręce państwa przechodziły obiekty nadmiernie zadłużone lub takie, które nie przynosiły dochodów, lecz potrzebne ze względów społecznych. Z biegiem lat sektor państwowy się rozwijał, mimo podejmowanych prób jego ograniczania. Rosnący dysonans między teorią a praktyką podnosił temperaturę krytyki, co się szczególnie nasiliło w okresie tzw. dyskusji nad etatyzmem w latach 1928-1931. Z dyskusji tej ekonomia liberalna wyszła zwycięsko
Wielką przeszkodą dla Brytyjczyków miał okazać się łańcuch na rzece Hudson. Był długi na 500 yardów (ok.450 m), ważył 186 ton. Wiosną był rozpościerany w poprzek rzeki, a zwijany z nadejściem mrozów. Trwało to cztery dni i wymagało pracy 40 ludzi. Na powierzchni rzeki utrzymywał się dzięki ogromnym pniom drzew.
Po dwóch i pół roku, latem 1780 r. fort był gotowy. Okazał się nie do zdobycia, przez co został nazwany przez Brytyjczyków “amerykańskim Gibraltarem”. Dzięki niemu żegluga po rzece była kontrolowana przez Amerykanów, a w dolinie spokojnie dojrzewało zboże i kukurydza, co w warunkach wojny było bardzo cenne.
Po wykonaniu zadania, a wręcz dokonaniu czegoś, co nie było znane współczesnym inżynierom, Kościuszko w październiku 1780 r. dołączył z wojskami Armii Kontynentalnej na południe do sił dowodzonych przez gen. Nathanaela Greene’a, (zastąpił pokonanego pod Camden gen. Horatio Gatesa). Został głównym inżynierem w Armii Południa. Miał tam wiele do zrobienia, choć nie były to już takie monumentalne wyzwania. Nadzorował przeprawy przez rzeki i bagna, wybierał dogodne miejsca na obozowiska, w przeprawach wykorzystywał łodzie płaskodenne, budował z łodzi mosty, wzmacniał pozycje wojska, wskazując miejsca dla artylerii. Słynne było jego ratowanie amerykańskiej armii uciekającej przed brytyjskim pościgiem, tzw. marsz do Dan. Była to ucieczka na odcinku 320 km, którą skutecznie zabezpieczał Kościuszko, budując tzw. aprosze czyli rowy w kształcie litery Z.
Dokonania Kościuszki zostały docenione przez Washingtona i 14 grudnia 1780 r. Kościuszko był jednym z tych, którzy dostąpili zaszczytu poprowadzenia oddziałów do Charlestonu (tam zakończyła się wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych).
W dniu 13 października 1783 r. Kongres mianował go brygadierem generalnym. Na bankiecie pożegnalnym wydanym przez Washingtona dla dowódców wojsk otrzymał od niego sygnet Towarzystwa Cincinnati, który ponoć Washington zdjął z własnego palca. Został przyjęty do tego Towarzystwa i otrzymał Order Cincinnati, dwa pistolety i miecz, a także nadziały ziemi.
KAZIMIERZ PUŁASKI
Teraz pozwolę sobie przejść do krótkiego przypomnienia roli Kazimierza Pułaskiego, jaką odegrał w amerykańskiej wojnie o niepodległość, niestety przepłacając to własnym życiem.
Pułaski miał złą sławą królobójcy i szukał miejsca, w którym nie byłby poszukiwany. Szansą stawała się walcząca o niepodległość Ameryka. Pułaski zarekrutował się w Paryżu. Jego też przyjmował Franklin, przewodzący Amerykańskiemu Komitetowi Bezpieczeństwa wraz z Silasem Deane i Arthurem Lee. Franklin nie miał łatwej roli, gdyż Pułaski, podobnie jak Kościuszko, nie znał angielskiego. Ponadto w Rzeczypospolitej dowodził tak licznymi siłami wojska, co powodowało obawy, że jemu, a nie Washingtonowi przypadłoby dowodzenie armią (amerykańscy wysłannicy opracowali więc system rang, który nie był przeniesieniem tego, w jakim służono w Europie). Zatem czemu Franklin wysłał Pułaskiego do Ameryki? Otóż dzięki osobistemu wstawiennictwu Claude’a Carlomana Rulhière’a. Był to wpływowy dyplomata i historyk, zainteresowany Polską, w dodatku zaprzyjaźniony z Pułaskim. Zapewne miał wpływ na treść listu rekomendacyjnego napisanego przez Franklina do Washingtona, w którym Pułaski chwalony był z odwagi i rekomendowany jako wysoce użyteczny i uznawany za jednego z największych oficerów w Europie.
Najprawdopodobniej 6 czerwca 1777 r. Pułaski wsiadł na statek płynący do Stanów Zjednoczonych. Przybył tam 23 lipca, a więc prawie rok po Kościuszce.
Od razu udał się do pobliskiego garnizonu w Bostonie. Nawiązał kontakt z jego dowódcą, z którym zjadł obiad, po którym dowódca, którym był William Heath oprowadził go po fortyfikacjach. Pułaski tak je ocenił:
Fortyfikacje są wykonane solidnie, ich artyleria jest w porządku, tylko żołnierze są mniej wykształceni niż powinni być.
Napisał list (26 lipca) do Washingtona prosząc go o przyjęcie do Armii Kontynentalnej, a nie mogąc się doczekać odpowiedzi 4 sierpnia wyruszył na spotkanie z nim. Podróż zajęła mu dwa tygodnie, gdyż musiał omijać tereny zajęte przez wojska brytyjskie. Washington go przyjął serdecznie, gdyż Pułaskiego polecał także inny znamienity Francuz, którym był La Fayette (wcześniej z Paryża oprócz rekomendacji Franklina wysłana była także rekomendacja napisana przez Deane’a). Pułaski został określony w niej jako hrabia z Polski (Count Pulaski of Poland). Spotkanie zaowocowało pismem Washingtona do Kongresu (21 sierpnia), aby w szeregi armii przyjąć młodego polskiego dowódcę. Pułaski miał wówczas 32 lata. Delikatnie pominięto kwestię rangi, używając ogólnych słów, aby przyjąć go
na warunkach właściwie odpowiadających charakterowi i wojskowym umiejętnościom tego gentlemana.
Washington nie wspomniał o kawalerii. Po pierwsze gdyż nie wierzył w jej skuteczność, a po drugie, że zwiększała koszty, bo oprócz żołnierzy także konie należało wyżywić i wyposażyć w rzędy. Amerykańska kawaleria była niewielka. Liczyła cztery regimenty, co wynosiło 727 żołnierzy i oficerów. W oczekiwaniu na decyzję Kongresu Pułaski jako ochotnik, wstąpił do Armii Kontynentalnej. Niemal od razu wziął udział w bitwie pod Brandywine (11 września 1777 r.). Choć nie ma potwierdzenia jego udziału w pismach Kongresu, gdyż potraktowano Pułaskiego jako Francuza, to znajdziemy je w prasie. “Boston Gazette” z dnia 2 października 1777 r. tak pisała:
Bardzo duża liczba francuskich oficerów brała udział w akcji. Markiz de la Fayette łączył młodość z odwagą, wykorzystując swe dobre urodzenie i miły charakter. Polski hrabia Pulaski z częścią lekkiej kawalerii podjechał na rekonesans pod pozycje wroga.
Co ciekawe, Washington nie zauważył udziału Pułaskiego pod Brandywine, a ponadto był mylnie przeświadczony o porażce w niej Amerykanów, więc nakazał odwrót w kierunku Germantown. Skutkiem tego było także podejście Brytyjczyków pod Filadelfię, co wystraszyło członków Kongresu Kontynentalnego. Ewakuowali się ucieczką do Lancaster, a gdy i tam zrobiło się zbyt niebezpiecznie przenieśli się do miejscowości York w stanie Pensylwania.
Wróćmy jednak do wycofywania się wojsk amerykańskich spod Brandywine. Pułaski zauważył, że Brytyjczycy zamierzają przeciąć drogę ucieczki Amerykanów. Zatem natychmiast chciał dotrzeć do Washingtona, aby mu o tym zakomunikować. Nie został jednak wpuszczony do namiotu, gdyż zainterweniował adiutant Washingtona, którym był Alexander Hamilton. Nie rozumiał podekscytowanego Pułaskiego, który coraz głośniej i bardziej stanowczo artykułował swoją determinację. Awantura przed namiotem zaniepokoiła Washingtona, który wyszedł zobaczyć co się dzieje. Na szczęście rozpoznał Pułaskiego i docenił, że sytuacja jest poważna. Natychmiast przydzielił Pułaskiemu swoją straż przyboczną i część żołnierzy. Na czele 30 konnych z pistoletem w ręku Pułaskiemu udało się obronić pozycje wojsk amerykańskich.
Po tej brawurowej akcji Washington docenił Pułaskiego, chwaląc go jako dzielnego żołnierza. Wśród żołnierzy rozeszła się wiadomość, że Pułaski uratował życie generała. W kilka dni później Pułaski otrzymał nominację, którą było przyznanie mu służby w Armii Kontynentalnej, gdyż dotychczas służył w formacji pomocniczej. Uwzględniając jego umiejętności mianowano go dowódcą konnicy w randze brygadiera generalnego (brigadier general). Kawaleria nie była wydzieloną jednostką w Armii Kontynentalnej, mianowanie więc Pułaskiego było swego rodzajem wyzwaniem, a nadanie mu tak wysokiej rangi powodowało, że żaden w amerykańskich dowódców nie był mu równy. Pułaski miał bezpośrednio współpracować z gen. Henrym Knoxem. Najważniejsze jest to, że Pułaski został z dnia na dzień najwyższym rangą dowódcą kawalerii. Podlegały mu cztery pułki lekkich dragonów. Próbą dla tych sił były działania na drodze Lancaster. Miały zmylić wywiad brytyjski, jak i miejscowej ludności nastawionej probrytyjsko. Żołnierze amerykańscy byli ubrani w czerwone kurtki, będące symbolem wojsk brytyjskich. Dzięki temu fortelowi niemal niezauważeni podeszli tuż pod pozycje przeciwnika i zorientowali się w jego siłach.
Francuscy oficerowie dowiedziawszy się o nominacji Pułaskiego nie kryli swej dezaprobaty, niektórzy, jak baron Johann de Kalb, napisali wręcz skargi do Kongresu. Uważali, że taka nominacja należała się służącym w Armii Kontynentalnym Francuzom, a nie jakiemuś nieznanemu bliżej osobnikowi. Chodziło konkretnie o Augustina Mottin de la Balme, francuskiego dowódcy kawalerii, który dowiedziawszy się o decyzji Kongresu obraził się i w październiku 1777 r. zrezygnował z dalszej służby w Armii Kontynentalnej. Również ci francuscy najemnicy, którzy od początku wojny o niepodległość służyli w amerykańskiej armii uznali nominację Pułaskiego za afront wobec nich. A Pułaski swoim porywczym charakterem nie łagodził sytuacji. Ponadto był przeświadczony o swojej wyjątkowej wiedzy i umiejętnościach, nie krył swej wyższości, domagał się też, aby jego sztab składał się wyłącznie z Polaków. Nie przysparzało mu to sympatii.
Kolejnym starciem kawalerii dowodzonej przez Pułaskiego była bitwa pod Germantown rozegrana 4 października 1777 r. Nasz twórca kawalerii dowodził w niej 200 dragonami. I tym razem zabezpieczał odwrót pokonanych sił amerykańskich. Na ogół pochlebne są opinie o przeprowadzonym odwrocie, a winą za przegraną obarcza się Washingtona i gen. Nathanaela Greene’a. Jest też pogląd, że była to wina Pułaskiego, który nie dowodził, albowiem spał. Opisał to sędzia William Johnson twierdząc, że Washington zastał Pułaskiego śpiącego. Innych oskarżeń nie było, Washington i Greene wzięli winę na siebie, a więc nie wiadomo czy było to pomówienie, czy też faktycznie Pułaski z jakichś powodów nie był w stanie prowadzić swego wojska. Washington wyraził jednak opinię, że kawaleria zawiodła jego oczekiwania. Miał na myśli brak efektywności w bitwie, jak również sposób pozyskiwania koni do armii. Były one rekwirowane bez należnej zapłaty, a rekwizytorzy nadużywali swych kompetencji przywłaszczając sobie bardziej wartościowe konie bądź sprzedając je po atrakcyjnej cenie. Washington zapowiedział, że będzie karał takie praktyki. Polecił znakowanie koni, które należały do armii. Każdy żołnierz, który został złapany na nieoznakowanym koniu miał być karany za kradzież.
Zbliżająca się zima była przerwą w działaniach wojennych. Większość sił amerykańskiej armii udała się na leża zimowe w Valley Forge. Nie dołączył do nich Pułaski, który zdecydował, aby kawaleria została pod Trenton (w stanie New Jersey). Żołnierze, aczkolwiek cierpieli zimno, głód i niedostatek byli szkoleni przez swego dowódcę. Pułaski bowiem wprowadził do działań wojskowych broń, która sprawdziła się w warunkach polskich, ale nie była znana na kontynencie amerykańskim. Były to lance. Przeszkolenie żołnierzy faktycznie było potrzebne, ale warunki zimowe nie były na to odpowiednią porą, zwłaszcza, że wojsko cierpiało głód i niedostatek. Pomysł Washingtona, aby żołnierze zima odpoczęli i nabrali sił był sensowniejszy.
Zimowa przerwa w działaniach wojennych dała Pułaskiemu czas na przemyślenia, które przedstawił Washingtonowi. Były one bardzo poważne. Uważał, że kawalerii jest za mało. Ponadto chciał jej wykorzystania w boju, a nie tylko jako eskorty. Domagał się powołania kwatermistrza generalnego odpowiedzialnego za kwaterunek, furaż dla koni i prowiant dla żołnierzy. Apelował o wprowadzenie musztry i wyznaczenie osoby, która byłaby za nią odpowiedzialna.
Pułaski nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, że Kongres nie dysponował wystarczającymi sumami, aby zwiększyć liczbę kawalerii. Stany Zjednoczone borykały się z ogromnymi kłopotami finansowymi, brakiem zaopatrzenia, żywności, broni i amunicji, furażu, słowem niemal wszystkiego, co było potrzebne do prowadzenia wojny. O tym wszystkim ani Pułaski, ani inni dowódcy nie wiedzieli. Prawdę znał jedynie Washington. Dlatego wiele próśb nie mogło być zrealizowanych, w tym i tych od Pułaskiego.
Na początku lutego 1778 r. dołączył on do sił dowodzonych przez gen. Anthony’ego Wayne’a. Wtedy zaczął też odczuwać kryzys psychiczny. Czuł się niedoceniany, niedowartościowany i rozczarowany. Rozważał myśl o wyjeździe z Ameryki, czego skutkiem było złożenie rezygnacji z dowodzenia kawalerią. Jednak w marcu w liście do Kongresu przedstawił plan podporządkowania kawalerii bezpośrednio Washingtonowi. W kwietniu otrzymał pozytywną odpowiedź. Tak powstał Legion Pułaskiego, do którego zaciągali się ochotnicy różnych narodowości. Podziw wzbudzało ich wyćwiczenie i piękny sztandar ufundowany przez Pułaskiego. W połowie września Legion był gotowy do walki. Służyło w nim 330 żołnierzy, o 62 więcej od ustaleń Kongresu. Cień na tę sławę rzuciły oskarżenia kierowane na Pułaskiego dotyczące nieścisłości, a wręcz malwersacji finansowych. Wyjaśnienia na nic się zdały, a ponadto oskarżono go również o nielegalną rekwizycję zboża. Został wezwany przed Kongres i upomniany.
Osiągnął jednak to, że wreszcie zezwolono mu na udział w akcjach militarnych. I wtedy znowu dopadł go pech, gdyż na skutek zdrady heskiego oficera przydzielonego Pułaskiemu legioniści zostali zaskoczeni przez Brytyjczyków w pobliżu Egg Harbor w stanie New Jersey. W dodatku dezaprobatę Pułaskiego wzbudził rozkaz rozprawienia się z Indianami, którzy zmasakrowali jednostki amerykańskie. W efekcie twórca amerykańskiej kawalerii kilkakrotnie prosił Washingtona o pozwolenie powrotu do Europy. Prośby te pozostawały bez odpowiedzi. Nagle pod koniec listopada 1778 r. otrzymał zgodę i słowa pożegnania. To podziałało! Pułaski został, a 2 lutego 1779 r. został wysłany do wsparcia gen Benjamina Lincolna w Karolinie Południowej.
Tam rozegrał się ostatni etap jego życia. W bitwie pod Savannah w październiku 1779 r. został ranny. Rana była poważna, acz nie zagrażająca życiu. Niestety wdała się gangrena, która spowodowała śmierć. Mimo różnych hipotez nie wiadomo, co stało się z ciałem Pułaskiego. Do dziś Pułaski jest pamiętany jako ten, który stworzył amerykańską kawalerię i przelał krew za wolność Stanów Zjednoczonych.
Pamięć Kościuszki i Pułaskiego jest do dziś żywa w Stanach Zjednoczonych.
O autorce
Jolanta Alina Daszyńska, prof.dr hab pracuje w Katedrze Historii Nowożytnej Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego. Jest badaczką dziejów Ameryki kolonialnej i pierwszych lat tworzenia Stanów Zjednoczonych. Koncentruje się głównie na problematyce związanej z powstawaniem tego państwa, konstytucją federalną, prawami stanowymi i udziałem Polaków w wojnie o niepodległość. Jako prezes łódzkiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego zajmowała się zapomnianą historią Łodzi z czasów pierwszej wojny światowej, a przede wszystkim operacji łódzkiej z 1914 r. Kolejnym nurtem badań jest rekonstrukcja historyczna. Prof. Daszyńska jest członkiem Zarządu Głównego PTH, była przez trzy kadencje prezesem łódzkiego Oddziału PTH, obecnie wiceprezesem, jest także Przewodniczącą Rady Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi.
Przypisy
1 B. Urbankowski, Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg, Poznań 2014; A. Garlicki, Józef Piłsudski, 1867–1935, Warszawa 1990; K. Kawalec, op. cit.; R. Wapiński, Roman Dmowski, Lublin 1988.
2 M. M. Drozdowski, Ignacy Jan Paderewski, Warszawa 1981; H. Przybylski, Paderewski. Między muzyką a polityką, Katowice 1992; I. J. Paderewski, Pamiętniki, Kraków 1961.
3 A. Bujak, M. Rożek, Wojtyła. Wrocław 1997; ks. M. Maliński, Droga do Watykanu. Wydawnictwo Literackie 2005; G. Weigel, Świadek nadziei, Kraków 2000; P. Zuchniewicz, Narodziny pokolenia JP2. Warszawa 2007.
4 R. W. Reid, Marie Curie. London 1974; F. Giroud: Maria Skłodowska-Curie, Warszawa 1987; S. Quinn, Życie Marii Curie. Warszawa 1997; M. Skłodowska-Curie, Autobiografia i wspomnienia o Piotrze Curie. Warszawa 2004.
5 S. M. Jankowski, Karski. Raporty tajnego emisariusza, Poznań 2009; W. Piasecki, Jan Karski. Jedno życie, t. 1-2, Kraków 2015-2017; E. T. Wood, Karski. Opowieść o emisariuszu, Kraków 1996; A. Żbikowski, Karski, Warszawa 2011.
6 A. Cyra, Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz, Warszawa 2014; Auschwitz. Nazistowski obóz śmierci, red. F. Piper i T. Świebocka, Oświęcim-Brzezinka 1993.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2022